>> Najnowsze  >> Autorzy  >> Użytkownicy  >> Zaloguj 

Audiencja
Umówiłem się z nim na dziewiątą,
Przyszedłem, jak każe bon ton,
Punktualnie,
Zastałem pełną poczekalnię,
Do czwartej cierpliwie czekałem,
Raz i drugi zemdlałem,
Zamówiłem się wreszcie na sobotę
I wyszedłem oblany potem.

W sobotę wyjechał z Warszawy,
W jeden dzień pozałatwiać miał sprawy -
Przychodzę nazajutrz - nie ma.
Przychodzę po trzech dniach - nie ma.
Przychodzę po tygodniu - ta sama dylema:
Nie ma.
Ze słów sekretarki wynika,
Że pojechał na dzień do Rybnika.

Po miesiącu powrócił, ale nie miał czasu,
W poniedziałek wyszedł do Dyrekcji Lasów,
We wtorek miał posiedzenie,
W środę był zajęty szalenie:
Inwentaryzacja,
Rejestracja,
Lustracja...

Racja! Trudno. Kazał mi przyjść w sobotę.
Odłożyłem całą robotę,
Ogoliłem się należycie,
Zameldowałem się u sekretarki o świcie,
Tego dnia przyjąć mnie nie mógł,
W środę, niestety, zaniemógł -
Rozchorował się najfatalniej,
A ja wiądłem jak kwiat, w poczekalni.

Po tygodniu spotkaliśmy się na pogrzebie:
Leżeliśmy obok siebie
Głowa naprzeciw głowy -
On w blaszanej trumience,
A ja - w dębowej.
Podaliśmy sobie ręce;
Chciałem z nim pomówić - daremno,
Pochylił się nade mną
I rzekł na dowód dobrej komitywy:
"Pan wybaczy, lecz jestem kompletnie nieżywy
Może więc kiedy indziej pomówimy o tem.
Dajmy na to - za wieczność, w sobotę."



Czytany: 1480 razy


=>

Najnowsze







Top czytanych


























Top Autorzy


























Top Użytkownicy


























Używamy plików cookies, aby ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. co to są pliki cookie? . WIEM, ZAMKNIJ