>> Najnowsze  >> Autorzy  >> Użytkownicy  >> Zaloguj 

Agonia

Od dnia wcielenia mego śmierć mi przesłania drogę,
Aż tak nawykłem do niej, że umrzeć już nie mogę,
Jeno wieczyście konam i w tym konaniu trwam.
Skąd wziąłem się na świecie - już nie pamiętam sam.

Jest we mnie zgrzyt ostatni wszystkiego, co przemija,
I klęska jest - nie moja, i rozpacz jest - niczyja;
Nad każdym zamieraniem staję jak czarny mnich,
Spoglądam w mgły niebytów siebie nie widząc w nich.

Rozpływam się, rozpylam - niech mnie zawieje zdmuchną!
Jest we mnie jesień liści i drzew umarłych próchno,
Chłód dnia uchodzącego, nocy śmiertelny nów...
Zatracam się, przemijam na to, by powstać znów.

Jestem radością żagli oddychających burzą,
Ich walką i zagładą, gdy w głębiach się zanurzą,
Gdy zdarte i przemokłe jak niepotrzebny łach
Całują wiekuiście dna zamyślony piach.

Jestem ostatnim tchnieniem zachodzącego słońca,
Które codziennie kona i kona tak bez końca,
I oczom się wydaje, gdy na przyziemiu tkwi,
Czerwonym napomknieniem o mej zakrzepłej krwi.

Jestem przydrożną męką, kurzawą znojnej perci,
W stu bytach pogrążonym żebrakiem jednej śmierci,
Gdy zasłuchany w świata niepowściągliwy zew,
Konam na przekór sobie i żyję Bogu wbrew.

I jeno grób gościnny krzyk moich ust oniemia,
Bo wiem, że nikt nie będzie kochał mnie tak jak ziemia,
Co zawsze woła, nęci i wciąga mnie w swój cień,
I czeka na mój powrót jak na weselny dzień.



Czytany: 1936 razy


=>

Najnowsze







Top czytanych


























Top Autorzy


























Top Użytkownicy


























Używamy plików cookies, aby ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. co to są pliki cookie? . WIEM, ZAMKNIJ