>> Najnowsze  >> Autorzy  >> Użytkownicy  >> Zaloguj 

Sen
Dwoiste życie nasze: sen ma świat udzielny
Śród otchłani nazwanych bytem i nicestwem,
Nazwanych, lecz nieznanych - sen ma świat udzielny,
Z rzetelną władzą rządząc nad marnym królestwem.
Mary i życie biorą, i postaci noszą,
Rozczulają i dręczą, i łechcą rozkoszą.
Troski dzienne cię żarem przywalają sennym
I ujmują ciężaru naszym pracom dziennym.
One się do istoty naszej mogą wcielić,
Zabrać połowę czasu i byt nasz podzielić.
Jak posłańce wieczności - błysną i przepadną,
Jako przeszłości duchy - często przyszłość zgadną,
Jak wróżące Sybille - ciemność do ich ręki
Składa tyrańskie berło rozkoszy i męki.
One, gdy zechcą, na to przerobić nas mogą,
Czym nie byliśmy nigdy; - one rażą trwogą,
Wywołując cień z grobów. - Więc mary są cienie?
Przeszłość nie jestże cieniem? Czymże jest marzenie?
Robotą duszy - dusza może wyprowadzić
Z nicestwa światy nowe i na nich osadzić
Doskonalsze od ziemskich kształty promieniste,
Wlać im duch trwalszy, niźli w ciała rzeczywiste.
Opowiem wam, co mi się dawniej przywidziało:
Może we śnie - bo kiedy sen uwięzi ciało,
Duch wolny może obiec rozległą krainę
I długie pasmo życia w jedną zwić godzinę.
Zdało mi się, żem widział młodych ludzi dwoje,
Chłopca i dziewkę, stali na wzgórku oboje,
A wzgórek był zielony, pochyłej urody,
Niby jaki przylądek; tylko zamiast wody,
Wkoło żywy krajobraz i powiewna fala
Kłosów i sianożęci, i gdzieniegdzie z dala
Porozrzucane chaty - nad nimi dym bury
Ulotne snuł kolumny. Sam wierzchołek góry
Zdobiły zasadzone drzew i kwiatów wieńce;
Nie przypadek je sadził, lecz umyślne ręce.
Chłopiec i dziewka patrzą - ta na okolice
Piękne jak ona sama, a ten na dziewicę.
W nim rozwija się młodość, w niej piękność rozwita,
W obojgu młodość, ale młodość rozmaita.
Jak wśród niebios jaśnieje wdzięczna twarz księżyca,
Tak wpośród lat niewieścich jaśniała dziewica.
Chłopiec był laty młodszy, lecz starsze nad lata
Serce jego, wzrok jego w całym kręgu świata
Jedyne tylko widział swej kochanki lice,
I widział ją przed sobą, w niej utkwił źrenice
I nie mógł ich oderwać, nie było w nim ducha,
Ona była mu duchem, głosu jej drżąc słucha,
Ona była mu głosem; on swych oczu nié ma,
Ona była mu okiem; bo ścigał oczyma
Jej spojrzenia i wszystkie oglądał przedmioty
W świetle od niej odbitym; on nie ma istoty,
Nie ma życia: w nią przelał całe życie swoje,
W niej jako w oceanie wszystkie myśli zdroje
Pogrążył; za jej słówkiem, za ręki dotknieniem
Krew w nim ścina się lodem albo wre płomieniem.
Twarz jego na przemiany goreje i bladnie,
Serce boli i bolów przyczyny nie zgadnie.
Lecz ona słodkich jego cierpień nie podziela,
Wzdycha, lecz nie do niego - ma w nim przyjaciela,
Ma brata i nic więcej! - On przestawał na tem,
Że ją zwał przyjaciółką, że go zwała bratem;
Teraz nie chce przestawać. Skądże ta różnica?
Czas rozwiązał zagadkę - kochała dziewica,
I kochała innego; i właśnie w tej chwili,
Gdy oboje na górze stali i patrzyli,
Ona wzrokiem kochanka dalekiego nęci,
Żeby leciał tak bystro, jak lecą jej chęci.

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.

Widać gmach starożytny; - stoi u przedsienia
Rumak z siodłem do drogi. - W gotyckiej kaplicy
U ołtarza był chłopiec - nie widać dziewicy.
Chłopiec blady, samotny, przechodził się, myślił,
Usiadł, dobywa pióro, kilka słów nakryślił
I z pochyloną głową, na ręku oparty,
Wstał znowu, wstrząsnął głową i pisane karty
Na części rozerwawszy, w drżącej ciśnie dłoni,
I z gniewem w zębach szarpie, ale łez nie roni.
Uspokoił się nieco, zapalone lica
Ostygły i zmartwiały - wtem wyszła dziewica;
z obojętnym uśmiechem spotyka młodziana,
Choć dostrzegła, że była od niego kochana,
Że jej cień jako całun padł na jego duszę,
I zgadła, że on dla niej ma cierpieć katusze
Długie, straszne; nie zgadła, że miał cierpieć wiecznie.
Chłopiec wziął ją za rękę; obojętnie, grzecznie
Spojrzał - i w tej mu chwili na zwierciadło lica
Wybiła niewymownych uczuć tajemnica,
I zagasła - i znowu czoło zaszło mrokiem,
Znowu puścił jej rękę i powolnym krokiem
Oddalił się w milczeniu, nie żegnał dziewicy.
Rozstali się z uśmiechem; on wyszedł z kaplicy,
Raz jeszcze na ojczyste gmachy okiem rzucił,
Dosiadł konia, pojechał - i więcej nie wrócił.

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.

Chłopiec dorósł młodzieńca - w obce pokolenia,
W dalekie zbłądził kraje i pod wschodnim słońcem
Poił duszę płomieniem - on wiecznym był gońcem
Na lądzie i na morzu. Dokoła postaci
Podobne jemu krążą, przyjaciół czy braci?
    Tu mnóstwo scen okropnych snuło się od razu,
I ów chłopiec był cząstką każdego obrazu.
Ujrzałem go na koniec. Dziwacznie przebrany,
Gdzieś daleko, w obozie wschodniej karawany,
śród połamanych kolumn, na gruzie pomników,
Co przeżyły imiona swoich budowników,
Leżał; a przy nim wielbłąd żuł resztę obroku,
Kilka arabskich koni pasło się u stoku.
Podróżni, których znużył upał całodzienny,
Drzemali w cieniu ruin - on jeden bezsenny,
Na ręku wsparty, oczy na północ obrócił,
Z twarzą natchnienia pełną - rozmyślał czy nucił?
Niebo czyste tak wszystkie chmury zdjęło z siebie,
Że ledwie co nie widać Pana Boga w niebie. -

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.

Dziewica z oblubieńcem pierścionki zamienia.
On ją pojął, mnogimi osypał dostatki.
Widzę ją w cudzym domu, słyszę imię matki;
Otaczają małżonkę wesołe plemiona,
Nadobne syny, córki - ale za cóż ona
Jakąś tęsknoty chmurą wdzięczną postać mroczy,
Zdradzając tajną boleść, co jej serce toczy?
źrenice niegdyś jasne zamgliła powłoka,
Niby jakaś łza dawna przystygła do oka;
Skądże to? - wszak z kochankiem złączona na wieki.
Wszakże ten, co ją kochał, jest od niej daleki,
Nie będzie myśli czystych złym życzeniem brudzić.
Nie będzie jej westchnieniem nieumyślnym nudzić
Czegoż smutna? - wszak darmo wzajemności żądał.
Darmo w jej oczach zimnych nadziei wyglądał.
Wzgardzony-. nie jest pewnie sprawcą jej katuszy.
Jest widmem dla pamięci, nie sępem dla duszy.

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.

Młodzieniec znowu szuka domowego cienia,
Widzę go przed ołtarzem, z nim oblubienica
Młoda, wdzięcznej postawy, nadobnego lica:
Lecz nie była to owa najpierwsza kochanka,
Owa gwiazda błogiego młodych lat poranka.
Musiał o niej zapomnieć - stoi zadumany,
Rozpatruje kościelne sklepienia i ściany. -
Zadrżał i w tej mu chwili na zwierciadło lica
Wybiła niewymownych uczuć tajemnica,
I zagasła - i znowu czoło zaszło mrokiem.
Pogląda na swą żonę, ale błędnym wzrokiem:
Powtarza jej przysięgi, których nie rozumie;
Z kim jest, gdzie jest, zapomniał w sprzecznych myśli tłumie.
Widzi tylko swą młodość, stary gmach, kaplicę,
I listek poszarpany, i swoją dziewicę,
Te przypomnienia, kirem śmiertelnej zasłony
Oddzieliły na wieki młodzieńca od żony.
Po cóż w takiej godzinie takie przypomnienia?

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.

Widzę dawną dziewicę. Jakie w niej odmiany!
Ona w suchotach duszy. - jej rozum znękany
Opuścił ster myślenia, wzrok jej dziko lata,
Blask, co świeci w jej oku, nie jest z tego świata;
Ona jest jak królowa nad państwami marzeń;
Jej myśl stała się węzłem sprzecznych wyobrażeń;
Kształty niedotykalne zmysłom śmiertelnika
I niewidzialne ona dostrzega, dotyka
I w poufałej wzywa do siebie rozmowie:
Taką chorobę wiek nasz obłąkaniem zowie.
Lecz nieraz mędrzec głębiej w obłąkanie wpada,
Jeśli melancholiji smutny dar posiada,
Bo wzrok melancholijny jak teleskop sięga,
Dalekie widma zbliża, rozłączone sprzęga,
I urok życia chłodną rozdarłszy uwagą,
Rozkrywa rzeczywistość wystygłą i nagą. -

Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia.

Młodzieniec był pielgrzymem, jak wdać z odzienia.
Kształty przy rum krążące znikły z senną marą
Lub wojnę z nim toczyły; - on stał się ofiarą
Nienawiści swych wrogów; zewsząd zguby bliski,
Postrzega sidła zdrady lub zemsty pociski.
Stoły jego zgryzota jak harpija plami,
On jak dawny Mitrydat, karmił się jadami;
A trucizna nie była szkodliwą dla niego
I służyła mu na kształt chleba powszedniego.
Co innym śmiercią było, tym życie przewlekał;
Zbrzydził społeczność ludzką, w pustynie uciekał,
Żył w przyjaźni z górami, myślą do gwiazd lata,
Wdał się w rozmowę z wielkim jenijuszem świata.
Wzbogaconemu nauk czarodziejskich zbiorem
Tajemna księga nocy stanęła otworem.
Jego klątwą wyzwane z głębokości ziemi
Duchy go otoczyły - i został się z niemi.

Nie ma więcej zmian w scenach mojego widzenia.

Zbudziłem się. - Jak dziwne wyroków zrządzenia!
Mój sen dla dwojga ludzi smutny koniec znaczy,
Jednemu w obłąkaniu, obojgu w rozpaczy. -



Wilno, Roku 1824

Czytany: 2122 razy


=>

Najnowsze







Top czytanych


























Top Autorzy


























Top Użytkownicy


























Używamy plików cookies, aby ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. co to są pliki cookie? . WIEM, ZAMKNIJ